piątek, 18 stycznia 2013

dzień piąty

Porażka, porażka i jeszcze raz porażka! Zapowiadało się tak pięknie i nic z tego nie wyszło. Zacznę może od tego, że nie wiem ile schudłem, ale brzuszek zrobił się trochę mniejszy, a to mnie cieszy. Jednakże muszę codziennie brać kilka tabletek witamin, bo czuję się strasznie osłabiony. Do tego codziennie piję jeden kieliszek syropu Bodymax. Wieczorami, gdy jestem głody parzę sobie herbatkę z miętą. Słodzę stevią, która jest bardzo niedobra, ale przynajmniej nie ma kalorii i chemii. Z tego osłabienia potrafię cały dzień spać, ale przejdźmy do meritum sprawy. Dzień piąty zapowiadał się bardzo dobrze...

śniadanie

Na śniadanko miał być smaczny jogurcik z kiwi i imbirem. Tak więc obrałem dwie sztuki kiwi, ukroiłem trzy nieduże plasterki imbiru, a wszystko wraz z jogurtem naturalnym zmiksowałem. Ślicznie wszystko wyglądało i pachniało, ale wystarczył jeden łyk i wiedziałem, że nie dam rady tego wypić. Było obrzydliwe! Myślę, że gdyby nie imbir to nawet mogłoby pójść, ale taka mieszanka stała się po prostu niejadalna. Wziąłem szybko trzy łyki i nawet nie dobiłem do połowy szklanki. Także chciałbym ostrzec, by nie mieszać kiwi z imbirem! Postanowiłem na śniadanie zjeść to, co było przygotowane na przekąskę, czyli dwa małe (w jadłospisie jeden duży) kabanosy drobiowe z musztardą. Niestety miałem tylko delikatesową, ale już zakupiłem rosyjską. Później poszedłem spać, ale tylko dlatego żeby mi się jeść nie chciało.




obiad

Na obiad miał być krem marchewkowy, ale z racji, że od małego nienawidzę marchewki duszonej, gotowanej czy jakiejkolwiek innej to sobie odpuściłem i zamiast tego zjadłem 3 łyżki musli z namiastką kefiru 0%. Myślę, że wyszło mniej kalorycznie niż krem marchewkowy z jogurtem, kostką rosołową i ziemniakami.

kolacja

Pominąłem przekąskę, by zjeść ją później, a na kolację zrobiłem sobie według dzisiejszego menu dwie kanapeczki z żytnim razowym chlebem, serkiem kanapkowym, polędwicą z indyka, pomidorem i sałatką. Dodałem odrobinkę soli, bo nie dałbym rady zjeść ziół prowansalskich z pomidorem. Po prostu poczułem się tak spełniony, że aż ciężko to opisać. Było smacznie i przyjemnie. Po dwudziestej zjadłem jeszcze utarte jabłko z cynamonem. Niebo w gębie.. :)





czwartek, 17 stycznia 2013

dzień czwarty

Muszę chyba zacząć od tego, że całą noc nie spałem, co z pewnością źle wpływa na przemianę materii i ogólne samopoczucie, ale jak mus to mus. Nadrobiłem po południu. Nie miałem nawet zbytnio czasu myśleć o jedzeniu, dlatego odpuściłem sobie przekąskę, którą były cztery kawałki gorzkiej czekolady ze szczyptą chili. Na śniadanko zjadłem kefir z musli. Nie było to jakieś wyśmienite, ale dało się przełknąć. Później ominąłem drugie śniadanie i zacząłem myśleć nad obiadem. Wyszedł bardzo dobrze. Mimo tego, że za rybami nie przepadam to dorsz, choć śmierdzący, z warzywami smakował naprawdę nieźle. W pracy po osiemnastej zjadłem marchewkę z imbirem, a przed chwilą starte na tarce jabłko z cynamonem. Aż rozpływało się w ustach!

Dziś mija czwarty dzień i muszę przyznać, że pierwsze efekty jestem w stanie już dostrzec. Pomijam fakt, że waga pokazuje dwa kilogramy mniej, bo jej zbytnio nie ufam, a mogła być to sama woda. Zadowalający jest fakt, że spodnie robią się coraz bardziej luźne! Piję dużo herbaty i kawy, a dodatkowo cukier ze słodzika może lekko zwolnić efekt diety, choć podobno nie ma to większego wpływu. Dziś kupiłem słodzik "Stevia", którego poleciła mi sama grupa od diety 3D chili. Ponadto zaopatrzyłem się w witaminy, bowiem zaczęły pojawiać się defekty na skórze. Niestety, dziś nie miałem kiedy zrobić zdjęć, ale obiecuję, że nadrobię w weekend! :)

środa, 16 stycznia 2013

dzień trzeci

Hardcore. Tylko tak mogę podsumować dzisiejszy dzień. Miałem chwile zwątpienia. Myślałem, że nagle wszystko rzucę i pójdę się nażreć. Na szczęście dałem radę. Nie wiem co mną kieruje w środku, ale jestem zszokowany jak bardzo się zmieniłem pod pewnym względem. To dobrze. Śniadanie niestety w ogóle mi nie wyszło. Najprawdopodobniej za dużo mleka i zamiast dobrze zapowiadającego się omletu wyszła papka, ale za to dobra w smaku! Później było znacznie gorzej. Tradycyjnie przed jedenastą zjadłem przekąskę, a mianowicie pomarańczkę z cynamonem. Pychota! Niekiedy myślę, że ta dieta to jedno wielkie oszustwo. Niemożliwe, by chudnąć od jedzenia takich rzeczy!

Następne godziny po przekąsce to była istna katorga. Właśnie wtedy myślałem, iż nadejdzie koniec mojej diety. Jednak przetrwałem i szybko po piętnastej zrobiłem obiad. I tutaj muszę przyznać, że tak dobrego obiadu nie jadłem przez ostatni tydzień! Aż postanowiłem podać Wam przepis, byście sami spróbowali jak dietetyczne danie może być smaczne :)

Makaron włoski

80 g makaronu 
75 g sera Mozarella; 1/2 opakowania 
200 g szpinaku mrożonego; 1/2 opakowania 
200 g pomidor (jedna duża sztuka)
3 ząbki czosnku
szczypta soli, pieprzu czarnego
1 łyżeczka bazylii, oregano

Wystarczy makaron ugotować al'dente i odsączyć wodę. Na patelni poddusić szpinak ze startymi ząbkami czosnku, dodać pomidora i ser Mozarella pokrojonego w drobną kostkę. Wszystko wymieszać z makaronem, dodać przyprawy i gotowe! Na dole tradycyjnie umieszczam zdjęcie z dania. Wiem, że nie wygląda to zbyt dobrze, ale liczy się smak!  

Na podwieczorek wypiłem kawę rozpuszczalną z kardamonem. Myślałem, że to jakaś słodka przyprawa, a okazała się w smaku taka jak czarny pieprz. Mimo tego kawka nie była zła i dało się ją wypić bez cukru. Niedawno zjadłem serek wiejski i popijam teraz czerwoną herbatę. Jestem dziś wykończony, dlatego wpis jest krótki, ale mam nadzieję, że treściwy. Jutro pracuję do późna, także pewnie też się nie rozpiszę, ale w weekend możecie liczyć na nieco większy wpis. Jeśli chcecie więcej przepisów na różne potrawy to piszcie w komentarzach. Niechaj moc będzie z Wami! 





wtorek, 15 stycznia 2013

dzień drugi

Jest za wcześnie by mówić jeszcze o efektach, aczkolwiek fizycznie czuję się o wiele lepiej. Psychicznie jest niestety tragedia. Trochę czuję się osłabiony i teraz widzę jak bardzo byłem uzależniony od ciągłego jedzenia. Dziś na śniadanie zjadłem sam serek wiejski z niską zawartością tłuszczu. Niestety, ale nie przełknąłbym serka wiejskiego z warzywami i przyprawami. Za to drugie śniadanie było pyszne! Nie myślałem, że zwykły jogurt z łyżką cynamonu może być taki dobry. Chętnie będę jadł to częściej, ale wszystko z umiarem! Byłem dziś dość zalatany, więc na obiad zjadłem miskę kaszy ze szczyptą chili. Od biedy ujdzie. Szukałem dziś w Delimie wód mineralnych i najlepsza jaką znalazłem to Muszynianka. Wycisnąłem trochę do niej cytryny i naprawdę dało się pić. Ponadto wypiłem dwie herbatki z imbirem i zaraz idę po kawkę bez mleka. Słodzę aspartamem, więc powinno być ok. Nie przełknąłbym soku pomidorowego z tabasco, dlatego wziąłem grejpfruta z imbirem. Zjadłem sobie podczas pracy (pewnie wyglądałem jak idiota z pudełkiem czerwonej miazgi, ale ok), a przed chwilą był ostatni posiłek, czyli dwie kanapeczki z ogóreczkiem. Powinno starczyć. Jutro od rana do prawie nocy jestem poza domem, także nie powinienem mieć czasu na myślenie o jedzeniu. Jeszcze dwadzieścia sześć dni! :) 






poniedziałek, 14 stycznia 2013

dzień pierwszy

Może zacznę od tego, że noc bez podjadania była dla mnie katorgą. Od północy już piłem tylko samą wodę mineralną. Strasznie kusiło, bo nie było dnia bym sobie w nocy nie zjadł kilku kanapek czy też czekolady i wszystko popił słodkim, gazowanym napojem. Acz przeżyłem! Z samego rana zaglądnąłem do lodówki, otworzyłem kefir naturalny, wlałem do miski, pokroiłem banana oraz dodałem cynamonu. Było naprawdę wyśmienite! Na drugi raz może to wszystko zmiksuję, by było bardziej słodsze. Herbatka ze szczyptą imbiru też nie była najgorsza. Nie mogłem uwierzyć, że to dieta. Aż do drugiego śniadania..

Pokroiłem dwa pomidory, dodałem dwie łyżeczki ziół prowansalskich i chciałem to spożyć jakoś przed jedenastą. Mieszanka okazała się po prostu niejadalna! Nie wiem czy to wina pomidorów z Tesco (choć ładnie wyglądały) czy po prostu braku soli i pieprzu. W moim kalendarzyku nie było mowy o innych przyprawach, dlatego też z zamkniętymi oczami szybko zjadłem prawie wszystkie pomidorki. Niby szybko, ale chyba godzinę z tym się męczyłem. Później do godziny piętnastej, czyli pory obiadowej piłem tylko wodę z miętą. Tragedii nie ma, ale już ktoś mi wypomniał, że Żywiec Zdrój jest najgorszym produktem na rynku, jeśli chodzi o mineralizację. Dlatego jutro szukam czegoś lepszego.

Obiad był najsmaczniejszy. Warzywa chińskie, filet z kurczaka, brązowy ryż, chili, sól, pieprz i papryka pikantna. Z początku myślałem, że będzie niejadalne, ale okazało się pyszne! Ledwo upchnąłem w żołądku cały talerz i w sumie starczyło mi to aż do dwudziestej.

Wróciwszy do domu obrałem sobie grejpfruta, ale nie dodałem imbiru. Po prostu jego zapach i smak źle na mnie wpływają. Czeka mnie jeszcze sałatka z ryżem i papryką. Powiem Wam tylko tyle, że wygrałem. To pierwsza dieta od ponad roku, na której przetrwałem cały dzień i mam zamiar następne dwadzieścia siedem. Choć psychicznie leżę i jest naprawdę ciężko. Wsparcie jest niezbędne. Czymajcie kciuki! :)





niedziela, 13 stycznia 2013

dzień zero

Cześć wszystkim! Na początku chciałbym powiedzieć, że dieta w formie fizycznej przyszła błyskawicznie. W ciągu niecałych trzech dni miałem ją już u siebie w domu. Nieco gorzej było z wersją elektroniczną, ale i ta w końcu doszła. Bardzo ciekawy zawartości paczki szybciutko ją otworzyłem i wyciągnąłem kalendarz z dwiema cienkimi książeczkami. Na początku lekko przerażony postanowiłem otworzyć kalendarz i zobaczyć jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień. I co się okazało - nie ma tragedii! Najgorsze uczucie to uczucie głodu, a z tego co widzę takowego przy diecie 3D chili nie doświadczę. Chociaż nie chwalę dnia przed zachodem słońca. Dziś wieczorem postanowiłem wybrać się na zakupy, by nabyć niezbędne produkty. Ciężko było bowiem w niedziele o tej porze otwarte jest tylko Tesco i niekoniecznie dostałem to, czego chciałem.  

Zacząłem od warzyw. Kupiłem dwie papryki zielone i żółte, trzy grejpfruty, banany i pomidory. Nie dostałem niestety imbiru, dlatego musiałem kupić w sproszkowanej wersji, ale poszukam jutro w innych sklepach. Kolejnym działem był nabiał. Tutaj oczywiście serki wiejskie light, kefiry, jogurty naturalne oraz serek kanapkowy turek (figura?). Co do tego ostatniego miałem niemałe wątpliwości, bowiem nie mogłem znaleźć nic z napisem "light", a ten ma około 16% tłuszczu. Dziwne, ale cóż poradzić. Następnie zabrałem się za kupno przypraw. Wziąłem wcześniej wspomniany imbir (made in tesco), cynamon, gałkę muszkatołową, zioła prowansalskie (mmm..), ostrą paprykę, chili oraz curry. Ostatnią rzeczą jaką zabrałem ze sklepu były półlitrowe wody mineralne. Na zdjęciu zobaczycie także miętę i nie bez powodu. Według mojego "menu" mam ową wodę pić z liściem mięty. Chętnie wkropiłbym do tego cytrynę, ale wolałbym nie ingerować zbytnio w ustalony jadłospis. Zakupiłem także coś w stylu pudełka śniadaniowego, bym mógł zejść drugie śniadanie poza domem. Jeszcze tylko zaopatrzę się w piersi z kurczaka oraz inne obiadowe produkty i prawie cały tydzień będę miał z głowy. 

Od dwóch dni starałem się powoli ograniczać wszelkie dotychczasowe nawyki. Jutro moja chwila prawdy. Jeśli przetrwam jeden dzień to dam radę przeżyć jeszcze dwadzieścia siedem. Na szczęście jutro mam mnóstwo zajęć, wrócę do domu przed 21 i z mam nadzieję, że nie będę miał czasu w ciągu dnia na myślenie o jedzeniu. Z samego rana zważę się na czczo i co tydzień będę publikował wyniki. Pomogę sobie także ćwiczeniami, choć wybrałem taki program diety, że nie muszę zbytnio się wysilać. Wystarczy jeść i przetrwać. Oto moje 28!